Dokładnie tak. Nic na siłę. Spięłam się całkowicie przez Arsneo i przez półtora tygodnia nie potrafiłam zrobić nic, oprócz dwóch par nędznych kolczyków i marnowania srebra... Potem było kilka nieprzespanych nocy, pełnych myśli, po co mi to, co ja sobie myślę, przecież ja nic nie potrafię. Aż w końcu puściło...Uświadomiłam sobie że nic nie muszę na siłe, że mogę sobie robić swoje powoli, bez pośpiechu. I zaczęło znów wychodzić. Wklejam dzisiejszego posta, bo to nie jedyna rzecz jaka zrobiłam, czyli... Wisior part 1 :D Nie chcę wklejać kilku rzeczy na raz, bo wydaje mi się że każdy wisior zasługuje na osobnego posta.
Lapis lazuli, piękny fasetowany kamień. To najdroższy kamień, jaki użyłam do tej pory w swojej biżuterii. Bałam się tego lapisu, nie chciałam go kupować, okazało się że jest przepiękny, niebieski, pełen złocistych gwiazd... Fasetowanie sprawia że robi się szlachetny i pięknie migocze w świetle.
Srebro 999, 930.
Aha mam już ten swój imiennik jubilerski, zatwierdzony swój własny znak, zarejestrowany w urzędzie probierczym...kawałek pręta za 210 zł... :D Spodziewałam się lepszego wyglądu, czegoś bardziej luksusowego ;) Tylko co mi po tym, jak ja w żaden sposób nie potrafię nim sygnować biżuterii? Bo na drucie po prostu się go nie da nabić, ale coś wykombinuję.
Pozdrawiam w ten prawie jesienny wieczór.
Ps. Pewnie niektórzy już wiedzą, ale niestety moje ulubione Artmaginarium zawiesiło działalność. Szkoda, bo czułam się związana w jakiś sposób z tą galerią. Mam nadzieję że znów ruszą po nowym roku.